XXI wiek przyniósł za sobą niezwykle ciekawy trend. Last Minute, all inclusive, to słowa coraz częściej goszczące w naszych słownikach. Dopadają nas znajomi z pracy, sąsiadki, członkowie rodziny i zmuszają nas do oglądania zdjęć ze swoich podróży.

Leniwe tyłki w skąpych i niedopasowanych strojach kąpielowych migają nam przed oczami. Turcja, Egipt, Bułgaria; miejsca te mieszają nam się w głowach i ciężko nam zapamiętać czy piramidy były widoczne na zdjęciach Basi, która dopiero co wróciła z Tunezji, a może to była Chorwacja? Nie ważne! Ważne, że była plaża, woda, upały i kolorowe drinki. Co zdzwiedziłaś? Ktoś zapyta. Czy taka przysłowiowa Basia będzie znała konkretną odpowiedź na to pytanie, czy zaciekawi nas opowieścią o miejscach, które widziała? Nikłe szanse. Punktem kulminaycjnym wyjazdu naszej bohaterki była plaża (oczywiście usytuowana w dogodnej odległości od hotelu), a najdalszym punktem spacerowym Basi był bar z drinkami, na jej nieszczęście niefortunnie umieszczony na drugim końcu kompleksu hotelowego, w przeciwnym kierunku niż basen. Te niskowartościowe wyjazdy uszczęśliwiają grono najmniej wymagających od życia obywateli.

Istotę takiego wyjazdu stanowią słoneczne dni, pełen talerz jedzenia i oczywiście basen, położony jak najbliżej naszego pokoju. Ale ile wartości jest w takim wyjeździe? Odpowiedź na to pytanie zostawia wielkie pole do popisu.